Żeby nie rozwodzić się nad okresem tak zwanym przejściowym...
Po kilku dniach jazdy, spotkaniu Indian, pobycie w Forcie i eskortowaniu podróżujących samotnie przez prerię dam bohaterowie dotarli do ostatniej przeprawy. W oddali za rzeką widać już było zarysy Dodge City (a w zasadzie zarysy wieży kościelnej), jednak z powodu późnej pory na przeprawę trzeba było zaczekać do rana, kiedy to prom wznowi funkcjinowanie. Bobi i McCougan zarządzili więc przymusowy nocleg i ułożyli się nad brzegiem rzeki. Nie byli zmęczeni, gdyż przeważnie o tej porze jeszcze siedzieli w siodłach, zapowiadał się więc długi wieczór wypełniony opowieściami...
Rankiem obudził ich dźwięk galopującego ku nim konia. Młody meksykanin spiął konia i zeskoczył tuż obok zwijających koce towarzyszy. "Senor Good? Ojciec potrzebuje pomocy. Jestem Jose Delgado Gonsales, syn Alonso."...
Okazało się, że Jose spieszył, żeby złapać Bobiego przed Dodge, gdyż w Dodge czekali już na niego Agenci Pinkertona, chcąc przepytać go w zwiazku z historiami, które Bobi Good zwykł opowiadać w Saloonach, w których bawił. Takie przesłuchanie mogłoby nie być przyjemne, ale że Szeryf McCougan musiał dotrzeć do Dodge, oddzielił się, a Bobi i Jose zawrócili konie i ruszyli z powrotem na południe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz