wtorek, 1 maja 2012

Zła Pustynia część 2

Rankiem kolejnego dnia dotarli do rzeki. Wyschniętej rzeki, należałoby dodać. Na środku dawnego nurtu, dało się jednak dostrzec błotnistą kałużę, do której kowboje łapczywie dopadli siorbiąc wilgoć przez zgrzytający w zębach piasek. Po kilku łykach, choć nie było ich wiele, woda się skończyła. Wiedzieli już jednak gdzie jej szukać. Bez słowa zaczęli kopać tam, gdzie ciemniejszy kolor piasku dawał obietnicę wilgoci. Opłaciło się, woda w zagłębieniu zbierała się powoli, ale nieustannie. 
Po kilku godzinach nieustannego wybierania wody i odkopywania osypującego się piasku, udało im się uzbierać dwie manierki wody. Niestety, zorientowali się także, że stojące wysoko w zenicie słońce wyciska z nich więcej wody niż są w stanie zgromadzić, postanowili więc poszukać schronienia. Schronieniem nazywali wtedy oczywiście dowolny kawałeczek cienia, o który bardzo trudno gdy słońce pali dokładnie znad głowy. Nawet sami mężczyźni nie mieli cienia o tej porze dnia. Ale Jose nie na darmo nazywany był "Dzieckiem Szczęścia" - gdy tylko zaczęli zataczać kręgi w poszukiwaniu cienia, a nie chcąc zbytnio oddalać się od życiodajnego wodopoju (okazało się, że wilgoć występuje jedynie w tym jednym miejscu - stare koryto w obu kierunkach jest suche jak pieprz), noga Jose zapadła się w piasku, coś chrupnęło i Meksykanin zniknął pod powierzchnią pustyni, by po chwili głośnym, radosnym okrzykiem poinformować Bobiego o swoim odkryciu.
Znajdował się w budynku. Niewielkim, ale jak najbardziej rzeczywistym i co najważniejsze chłodnym wnętrzu domu, do którego najwyraźniej wpadł przez dach. Pokój okazał się pustą, poza kilkoma gratami na podłodze, komórką, ale dzięki solidnym drzwiom i brakowi okien nie został zasypany, jak reszta pomieszczeń do których nie dało się dostać. Dla mężczyzn był zaś idealnym miejscem na przeczekanie do zmroku, kiedy to uwidzieli sobie wrócić do źródełka, jak nazwali wodonośne miejsce, i pod osłoną nocy napełnić bukłaki wodą a następnie przeczekać w schronieniu kolejny dzień i dopiero wtedy ruszyć dalej w stronę gór.