środa, 7 września 2011

Santa Fe

Powrót do Santa Fe był momentem, kiedy wydarzenia nabrały tempa. Szeryfi wyjechali im na spotkanie a wieści o wyzwoleniu Justice oraz ustanowieniu nowego szeryfa obiegły już miasto, więc w saloonie powitano ich brawami i wieloma darmowymi kolejkami. W trakcie imprezy poznali stałego bywalca saloonu Madamme, Scota Michaelsa. Jako że w stanie, w którym przebywał Bobi nie był w stanie zapamiętać imion, zaczął go nazywać wąsaczem, z uwagi na charakterystyczny zarost. Zabawa ciągnęła się do rana i obfitowała w picie, grę w karty, poznawanie tutejszych dam do towarzystwa, poznawanie nietutejszych dam do towarzystwa, tańce, śpiewy i jeszcze więcej picia. W końcu nie co dzień spotyka się ludzi, którzy pojmali samego Petera Greena. Dwa dni później, kiedy bohaterowie odespali, wytrzeźwieli, zwiedzili miasto (pałac gubernatora, piękny kościół z cegieł z suszonej gliny, ratusz miejski i budynki pamiętające jeszcze czasy, kiedy indianie budowali to miejsce), podziękowali za gościnę i pożegnali się z nowymi przyjaciółmi, ruszyli w drogę. Bill uznał, że długo już nie było go na urzędzie i pora sprawdzić co słychać w Dodge, wiedział bowiem, że tego miasta nie można zostawić na długo. Coś go ciągnęło do rodzinnych stron. Chciał porozmawiać z szeryfami miejskimi, ze swoim zastępcą oraz uroczą Margharet - nowym nabytkiem wśród szeryfiej braci. Nie zwlekając więc wyjechali na step skoro świt i skierowali konie na północ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz